Czy tracimy wolność w internecie? Ostrzeżenie Pawła Durowa

Czy tracimy wolność w internecie? Ostrzeżenie Pawła Durowa

Komentarze

6 Minuty

Pavel Durow, założyciel Telegrama, znów znalazł się w centrum uwagi – i tym razem nie na własne życzenie. Z okazji swoich 41. urodzin nie zamieszczał jednak radosnych zdjęć ani dziękował za życzenia. Zamiast tego, opublikował przestrogę, która szybko obiegła świat – ostrzeżenie, które trudno zignorować w czasach coraz większej cyfrowej kontroli.

Urodzinowy manifest zamiast świętowania

“Kończę 41 lat, ale nie mam czego świętować” – tak rozpoczął się wpis Durowa na jego oficjalnym kanale Telegrama. Na pierwszy rzut oka to tylko osobista refleksja, ale kilka zdań później tekst przybrał formę manifestu. Durow alarmował, że świat, w którym wolność słowa i prywatność były jeszcze do niedawna fundamentami internetu, staje się coraz bardziej opresyjny.

W jego ocenie obecne pokolenie musi się spieszyć, jeśli nie chce stracić wolnego internetu, zbudowanego wysiłkiem naszych ojców. Według Durowa zarówno rządy, jak i globalne korporacje technologiczne, konsekwentnie przekształcają internet w narzędzie masowej inwigilacji i kontroli, którego skutki odczujemy szybciej, niż się spodziewamy.

Od Zjednoczonego Królestwa po UE — swoboda pod lupą

Durow bez skrupułów punktuje przykłady coraz większej cyfrowej opresji:

  • W Wielkiej Brytanii wprowadza się cyfrowe identyfikatory,
  • Australia narzuca obowiązkową weryfikację wieku użytkownikom,
  • Unia Europejska rozważa masowe skanowanie prywatnych wiadomości.

To, co kiedyś było domeną totalitarnych reżimów, dziś staje się standardem nawet w krajach, które jeszcze niedawno traktowano jako wzorce wolności.

„Niemcy ścigają tych, którzy mają odwagę krytykować oficjeli w sieci. Wielka Brytania zamyka ludzi za wpisy na Twitterze. Francja prowadzi postępowania karne przeciwko liderom technologii broniącym wolności i prywatności” – pisze Durow. I podkreśla: te przypadki nie są odosobnione. To symptomy szerszego kryzysu — stopniowej utraty swobód cyfrowych pod pretekstem bezpieczeństwa i zgodności z przepisami.

Czas ucieka — czy damy się zaskoczyć?

Z biegiem słów w jego poście wybrzmiewa niepokój i wezwanie do przebudzenia się, zanim na ratunek będzie zbyt późno.

„Mroczny, dystopijny świat nadciąga szybciej niż myślimy, podczas gdy my śpimy. Nasze pokolenie może zapisać się w historii jako ostatnie, które miało wolności — i oddało je bez walki.”

Nie pierwszy raz Durow nawołuje do obrony wolności w internecie. Od lat prezentuje Telegrama jako platformę gwarantującą prywatność, odporną na żądania rządów o wydanie danych użytkowników czy cenzurę. By uniknąć nacisków, nie wahał się też wielokrotnie przenosić siedziby firmy. Tym razem jednak w jego głosie wybrzmiewają raczej rezygnacja i rozgoryczenie niż dotychczasowa buntownicza postawa.

Druzgocąca diagnoza: czy uwierzyliśmy w fałsz?

Kulminacja przestrogi Durowa pojawia się pod koniec wpisu – otwarcie krytykuje on współczesną kulturę za porzucenie zasad, które uczyniły internet wolnym.

„Wmówiono nam, że największą walką naszego pokolenia jest zniszczenie wszystkiego, co zostawili nam przodkowie — tradycji, prywatności, suwerenności, wolnego rynku i wolności słowa.”

W jego przekonaniu, ten trend prowadzi nas do samozagłady — zarówno moralnej i intelektualnej, jak i ekonomicznej, a ostatecznie nawet biologicznej. Mocne słowa, które wykraczają daleko poza temat technologii. Może dlatego tak silnie rezonują.

Pierwszy buntownik cyfrowego świata?

Pavel Durow od początku swojej kariery balansuje między rolą przedsiębiorcy a cyfrowego aktywisty. Nazwany kiedyś „Zuckerbergiem Rosji”, założył VKontakte – najpopularniejszy portal społecznościowy w Rosji. Gdy władze zażądały dostępu do danych użytkowników, odmówił, za co został zmuszony do opuszczenia firmy w 2014 roku.

Od tej pory jest cyfrowym nomadą — twórcą Telegrama, zmieniającym siedziby i nieugiętym wobec presji polityków. Otrzymał status bohatera dla zwolenników prywatności i cel dla państw chcących poszerzać swoje wpływy online. Jednak tym razem wyraźnie czuje się nie tyle buntownikiem politycznym, co kimś ostrzegającym świat przed głębszym zagrożeniem — utratą podstawowych praw i sensu internetu jako przestrzeni wolności.

Wolność kontra nadzór — nowa walka cyfrowa

Ostrzeżenie Durowa rozbrzmiewa w momencie, gdy konflikt między regulacjami a prywatnością przybiera na sile. Rządy uzasadniają coraz większą inwigilację koniecznością walki z dezinformacją, ochroną dzieci czy bezpieczeństwem narodowym. Krytycy jednak ostrzegają, że rozwiązania pokroju cyfrowych dowodów tożsamości, monitorowania treści przez AI czy ustaw zatrzymujących dane użytkowników, szybko zamienią prywatność w przywilej nielicznych.

  • Cyfrowe identyfikatory — narzędzie rządowej kontroli, a nie ochrony danych?
  • Monitoring AI — czy sztuczna inteligencja nie przekroczy granic prywatności?
  • Przepisy o przechowywaniu danych — czy internet przestanie być przestrzenią zaufania?

Jeszcze kilka lat temu internet wydawał się demokratycznym centrum wymiany myśli i prywatnych kontaktów. Dziś coraz częściej staje się środowiskiem pełnym podejrzliwości, automatycznej moderacji i nieliczonej liczby reguł.

Dlaczego jego głos brzmi tak głośno?

Gdyby nie historia Durowa, jego słowa można by potraktować jako przesadę typową dla entuzjastów teorii spiskowych. Jednak za Telegramem stoi 900 milionów użytkowników i fakty: aplikacja jest blokowana w wielu krajach za odmowę wydania kluczy szyfrujących, a jej twórca poświęcił zarówno potencjalne zyski, jak i własne bezpieczeństwo, w imię wartości wolności i ochrony danych internautów.

Stąd właśnie jego ostrzeżenia nie brzmią jak marketing czy tania krytyka. To głos człowieka wierzącego, że wolność jest warta ryzyka — nawet jeśli oznacza to ciągłą walkę z systemem.

Internet na rozdrożu — czy jeszcze zdążymy?

W czasach, gdy media społecznościowe coraz częściej przypominają salon pełen algorytmów i polaryzacji, głos Durowa można odebrać jak echo dawnych ideałów: internetu wolnego, otwartego na dialog i wymianę myśli.

Jednak tęsknota za przeszłością, jak pokazuje Durow, już nie wystarczy.

„Czas nam się kończy.”

Jeśli czarne scenariusze się ziszczą, obecne pokolenie nie tylko straci możliwość wolnej wypowiedzi czy prywatności — zapomni, dlaczego były one kiedykolwiek ważne.

Pavel Durow w dniu swoich urodzin nie świętował. To była raczej syrena alarmowa — dla internetu, dla wolności i dla wszystkich, którzy dotąd traktowali te wartości jako coś oczywistego.

Niezależnie od tego, czy podzielamy jego obawy, czy uważamy je za przesadzone, jedno pozostaje pewne: walka o cyfrową wolność już trwa — po cichu, na każdym ekranie i w każdej chwili, gdy logujemy się do sieci.

Źródło: smarti

Zostaw komentarz

Komentarze